Niebieska, akrylowa skóra, sterczące ponad czerwone dachy tuby, świecące łuski
, czy to statek kosmiczny?
Nie. To muzeum sztuki w Grazu.
Friendly Alien - stawiam, że każdy pasjonat architektury słyszał to przewrotne określenie. Wbrew pozorom, przezwisko nie jest efektem uszczypliwości, ale pieszczotliwą
nazwą nadaną przez samych twórców. Obiekt został zaprojektowany przez profesora Petera Cooka oraz profesora Colina Fourniera z UCL Bartlett School of Architecture. Swoją formą reprezentuje wąskie grono architektury blob i architektury biomorficznej.
Cóż to takiego?
Architektura biomorficzna to projektowanie elementów czerpiących inspirację wprost z natury. Dosłowne transferowanie kształtów z biologii i nadanie im funkcji użytkowej. Formy zazwyczaj są miękkie i obłe. Nie znajdziemy tam kąta ostrego.
Początek XXI w. to natomiast rozkwit blobitecture. Architektury reprezentującej fantazyjne kształty przestrzenne, zaprojektowane przy użyciu technik CAD. Inspirację zazwyczaj również stanowią “płynne”, biologiczne kształty. Oprócz “Aliena” przykładami architektury opartej o te idee są: Selfridges, Birmingham, arch. Future Systems, 2003, Ordos Art & City Museum arch. MAD Architects, 2011, czy Vanke Pavilion arch. Daniel Libeskind, 2015.
Graz to drugie, co do wielkości i znaczenia, miasto w Austrii.
Od wczesnych lat 60. było centrum życia artystycznego. W 2003 r. Graz został ogłoszony Europejską Stolicą Kultury. Była to idealna okazja do stworzenia czegoś, co będzie miało wydźwięk o wymiarze społecznym i kulturalnym. Głównym wyzwaniem, które stało od dawna przed miastem, był całkowity brak integracji społecznej. Po wschodniej części rzeki Mury okolica została zdominowana przez budynki uniwersytetów i banki. Zachodnia natomiast jest wyraźnie biedniejsza, znana jako dzielnica czerwonych latarni a przez miejscowych uznawana za główne skupisko imigrantów i przyjezdnych. Kunsthaus Graz powstał z myślą wypełnienia luki pomiędzy dwoma skrajnymi modelami życia w mieście. W zamyśle jest próbą zszycia społeczeństwa i rewitalizacji dzielnicy. Nie czuję się na siłach by oceniać skuteczność tej idei w praktyce, ale mogę sprzedać kilka faktów i ciekawostek oraz podzielić się moimi wrażeniami z wizyty.
Obiekt został dobudowany do istniejącego budynku tzw. Eiseners Haus (żelazny dom) z XIX w. , który posiada najstarszą w Europie konstrukcję żeliwną z 1847r. Zlokalizowany jest w centrum Grazu, na narożniku Südtiroler Platz i Lendkai.
Budynek jest dwukondygnacyjny. Pełni funkcję galerii sztuki. W formie przypomina niektórym kawałek serca z odciętyi arteriami, krowie wymiona, bąbel lub nawet kształt football cleats, czyli “korków” do gry w “nogę”.
Budowa Kunsthaus rządziła się własnymi prawami.
Pierwszym krokiem do ukształtowania formy było wykonanie metalowego szkieletu postawionego na betonowych kolumnach. Następnie rosła “skóra”. Szkielet został powleczony folią izolacyjną, która kolejno kryje się za niebieskim welonem. Fasada została zaopatrzona w 925 fluorescencyjnych lamp z regulowaną jasnością i zmiennością 20 klatek na sekundę. Umożliwia to projekcję filmów czy zdjęć. Fasada została również zaprojektowana z myślą o komunikacji budynku ze społeczeństwem. Mogą tam zostać wyświetlone aktualne informacje o wystawach i wydarzeniach kulturalnych. Zewnętrzna warstwa to zwyczajne ściany kurtynowe składające się z akrylowych paneli. Innowacja polega na precyzji z jaką wykonano 1500 paneli 3D, z których każdy ma indywidualny kształt. Uważam, że przy tym stopniu skomplikowania formy budynku, elewacja została perfekcyjnie zaprojektowana. Każdy panel i każde połączenie wygląda i działa dobrze. Tuż po zmierzchu mamy okazję obserwować spektakularne przedstawienie świetlne. Ciekawy jest fakt, że ta “skóra” wówczas robi się przezierna. Lampy od wewnątrz rozświetlają przestrzeń pomiędzy szybami, tworząc efekt światła przedzierającego się przez błonę.
Co istotne, za dnia część zbudowana ze szkła lustrzanego pozwoli ujrzeć odbity pejzaż pierzei miasta. Różowe stoliki i krzesełka przed głównym wejściem do budynku kuszą i zapraszają do odpoczynku. Jednocześnie są dosyć przekornym akcentem. Ustawione na środku chodnika, przez który nieustannie odbywa się transfer pieszy i rowerowy. Oddalone o kilkadziesiąt centymetrów od ulicy z dosyć sporym natężeniem ruchu kołowego. Jednak jak widać na zdjeciach można spotkać tam ludzi czytających.
Miałam szczęście.
W dniu mojej wizyty odbywały się dwa wernisaże. Wejście na każde piętro było darmowe. Pierwsza wystawa, na którą się natknęłam to “Graz Architecture”. Szczerze mówiąc nie byłam w stanie z niej wiele wyciągnąć, bo pomimo anglojęzycznych ulotek reklamujących wystawę każdy opis był tylko po niemiecku. Część wizualna niestety nie oferowała dobrego poziomu. Na wyższym piętrze natomiast prezentowana była i nadal jest “Up Into The Unknown” w całości poświęcona procesowi projektowania i budowy obiektu. Dało się tam spokojnie znaleźć kilka interesujących faktów, a nawet model kawałka elewacji w skali 1:1. Będąc we wnętrzu można odczuć jak bardzo budynek alienuje się
od zewnętrznego świata. Jesteśmy w wielkim, wyprutym wnętrzu brzucha wieloryba. Kontakt z rzeczywistością zapewnia tylko przeszklona kapsuła na wyższym poziomie oraz jedna tuba, z której możemy dojrzeć kawałek miasta. Jedyną rzeczą, która mnie dosyć zdziwiła był powrót. Po wejściu, a właściwie po wjechaniu na 2 piętro, po zwiedzeniu tarasu widokowego jesteśmy zmuszeni opuścić obiekt surową klatką ewakuacyjną. Pomimo tego, że w stronę wystaw porywają nas rampy taśmowe, które wciągają w otchłań
rozświetlonego sufitu.
Czytając komentarze na temat poziomu wystaw oferowanych przez instytucję pewnie nie zdecydowałabym się wejść do środka. I muszę szczerze powiedzieć, że trochę się z tymi opiniami się zgadzam. Z drugiej strony, gdybym nie weszła nie zobaczyłabym malutkiego, wewnętrznego dziedzińca oraz wąskiej przestrzeni, które tworzą się pomiędzy budynkami. Miejsce styku nowego organizmu z istniejącą zabudową a za razem kolejne wejście do obiektu. Przesmyk od strony zatłoczonej uliczki rynku prowadzi do holu głównego, po drodze zaczepiając propozycją skorzystania z kawiarnii. Elementy fasady ujmują swoją finezyjną delikatnością otulając istniejącą tkankę. Nie konkurują z nią. Płynnie dostosowują się do istniejących warunków. Coś niesamowitego.
Muzeum sztuki było początkowo dosyć mocno krytykowane przez media i mieszkańców miasta:
“I don't like things like that take away from the natural beauty of a city. Looks out of place and hideous. Just because you can build something doesn't mean you should.” źródło
"Nie lubię takich rzecz oderwanych od naturalnego piękna miasta. Niepasujących i ohydnych. Zbudowanych tylko dlatego, że możesz coś zbudować, nieważne czy powinieneś.”
It looks far too jarring when contrasted with the surrounds. I feel that the best designs are the ones that work with whatever's there. This design might look less ridiculous in a more urban environment.źródło
Wygląda zbyt nieprzyjemnie, gdy jest kontrastem dla otoczenia. Myślę, że najlepsze projekty to takie, które współgrają z wszystkim w okolicy. Taki obiekt może wyglądać mniej żałośnie w otoczeniu miejskim.
Rzeczywiście nie można pominąć faktu, że Kunsthaus Graz estetyką zupełnie nie wpisuje się w typologię zabudowy. Znacząco wyróżnia się na tle morza czerwonych dachów. Nie pasuje do otoczenia. Ale czy taka oddmienność jest zła? Co więcej, ten bąbelek nieopodal ma “kolegę” - pływającą “wyspę” Murinsel, zaprojektowaną przez Vito Acconciego również z okazji Europejskiej Stolicy Kultury w 2003 r. Tak naprawdę to kładka łącząca dwa brzegi rzeki z funkcją rekreacyjną w środku - mały amfiteatr, kawiarnia.
Dlaczego właśnie Kunsthaus Graz stał się moim celem?
W sumie to trochę przez przypadek, ale jeden z tych zaplanowanych. Będąc w Wiedniu nie mogłam odpuścić okazji oddalenia się o 231 kilometrów dalej.
Porzucając standardowe wiedeńskie atrakcje, pojechałam tam z czystej ciekawości. Z przekory i chęci zobaczenia na własne oczy architektury tak wymownej i kontrowersyjnej. Architektura biomorficzna ze wzgędów estetycznych wpada na ogół wyłącznie w kategorie “szanuję” albo “nie trawię”.
Kiedy pierwszy raz ujrzałam zdjęcia z tego obiektu, a było to dawno, podczas wykładów na pierwszym roku studiów, zaskoczyło mnie, że to możliwe, że architektura dąży właśnie do takich swobodnych form. Nie odpowiadało mi to. Wydawało się niepraktyczne, nielogiczne i po prostu udziwnione. Z upływem czasu moja akceptacja na niesztampowe rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne rosła. Tak, że śmiało dziś twierdzę, że nie jestem w stanie go krytykować, a nawet mogę powiedzieć, że przez dbałość o detal, innowacyjność zastosowanych rozwiązań konstrukcyjnych, materiałów wykończeniowych i indywidualizm formy zyskał moją sympatię.
Jeśli macie tylko okazję to zachęcam do małej wycieczki do Grazu. Warto tam pojechać nie tylko ze względu na Friendly Alien. Całe miasto jest warte zobaczenia, bardzo przyjemne w odbiorze i obyciu. Zadbane, dofinansowane, oferuje sporo możliwości spędzenia wolnego czasu, placów oddanych mieszkańcom, na których można wypić piwo, spoktać się ze znajomymi, a także kupić od okolicznych sprzedawców przeróżne rzeczy. Dodatkowo podróżując z Wiednia do Graz mamy okazję podziwiać przepiękny krajobraz. Ze stolicy łatwo dostaniemy się tam podróżując autobusem - kursują co godzinę.
Źródła:
- https://www.museum-joanneum.at/kunsthaus-graz
- https://en.wikipedia.org/wiki/Biomorphism
- http://www.tate.org.uk/art/art-terms/b/biomorphic
- https://www.slideshare.net/mik_krakow/jarosaw-trybu-inspiracje-natur-architektura-organiczna
- https://www.wsj.com/articles/how-a-gaudi-building-won-over-a-strict-minimalist-1457119548
- http://www.galinsky.com/buildings/selfridges/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Blob_(architektura)
- https://www.arch2o.com/kunsthaus-graz-peter-cook-and-colin-fournier/
- http://wyborcza.pl/1,75410,3295764.html?disableRedirects=true
Dodano: 2017-12-09